niedziela, 10 marca 2019

Od Jocelyn cd Antoinette

Weszłam do przyczepy i pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam się na łóżko. Byłam zmęczona dniem, co nie znaczy, że chciałam by się skończył. Odkąd żyje na własną rękę moje życie wygląda szaro, a dzięki nowo poznanej dziewczynie zaczęło nabierać kolorów. Dziwne, że znając ją tak krótko, czuję się przy niej tak dobrze. Leżałam na łóżku z uśmiechem na twarzy, ze wzrokiem wlepionym w sufit. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

-Co tak wcześnie?-zapytał mnie zdziwiony Brandon, widząc mnie wchodzącą za bar.
-Zamiast zadawać głupie pytania, powinieneś mi pogratulować. - uśmiechnęłam się i zabrałam do przecierania szklanek, nucąc sobie coś pod nosem. Sama nie wiedziałam co się ze mną stało, że udało mi się wyrobić na czas do pracy. Może chciałam wreszcie stać się odpowiedzialnym pracownikiem albo liczyłam na przybycie kogoś.
-Widujesz się z kimś. - słowa przyjaciela wytrąciły mnie z zamyślenia.
-Głupi jesteś. - wzruszyłam ramionami.
-Wcale nie moja droga. Chodzisz z głową w chmurach, szczerzysz się sama do siebie i wyglądasz dzisiaj lepiej niż zwykle - skrzyżował ręce i zmierzył mnie wzrokiem.
-Przestań pieprzyć głupoty. - westchnęłam, poprawiając butelki na półkach.
-Dobra, dobra. Ale mam nadzieję, że ją poznam. - powiedział zadowolony.
-A może to facet?
-Czyli faktycznie coś jest na rzeczy! - klasną szczęśliwy w dłonie. Chciałam podburzyć jego pewność siebie, przez co jeszcze bardziej się wpakowałam.
Pierwsi ludzie schodzili się do klubu. Z każdym kolejnym gościem, zerkałam w stronę drzwi frotowych. Cicho liczyłam na to, że dziewczyna pojawi się dzisiaj. Sama nie wiem dlaczego. Może jej towarzystwo dałoby mi trochę rozrywki i odpędziło nachalnych klientów.
Minęło już trochę czasu od mojego przyjścia do pracy. Zdążyłam już stracić nadzieje na pojawienie się Antoinette. Przecież to oczywiste, że ma mnóstwo innych rzeczy do roboty niż łażenie po klubach. Zajęłam się całkowicie pracą, która z każdą minutą coraz bardziej mnie męczyła.
-Jocelyn?-usłyszałam niski, męski głos. Zwróciłam się w stronę usłyszanego głosu.
-Noah! - krzyknęłam widząc starego kolegę. Szybko do niego podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję. Ten w odpowiedzi tylko się zaśmiał i odwzajemnił uścisk.
-Dawno się nie widzieliśmy - odparł kiedy odsunęłam się od niego. Wyglądał identycznie, jak sprzed kilku lat. Szeroki, uroczy uśmiech, rozczochrane włosy, niezadbany zarost i podkrążone oczy.
-Dalej w tym siedzisz, prawda?- uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Za to ty trzymasz się świetnie! Pięknie wyglądasz - odgarnął mi włosy z oczu. Spuściłam zawstydzona wzrok. Ten chłopak nigdy nie przestawał mnie podrywać, ale zawsze robił to z wyczuciem i mimo to że nigdy nie byłam nim szczególnie zainteresowana, to szczerze wierzyłam w jego komplementy.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam, przerywając tym samym ciszę.
-Nie dziękuję. Mam sprawę - widać było u niego zdenerwowanie. Zakomunikowałam tylko Brandonowi, żeby zajął się sam przez piętnaście minut barem, po czym razem z Noah wyszliśmy bocznym wyjściem by porozmawiać. Ten pierwsze co zrobił po wyjściu, to wyjął skręta i włożył go do ust. Jego ręce tak się trzęsły, że niemal wypadł mu z rąk.
-Mam zajebistą robotę - zaczął. Zaciągnął się dwa razy i podał mi papierosa.
-Skończyłam z tym. Noah, ja mam mieszkanie, zmieniłam towarzystwo, jestem czysta. - wzięłam do ręki skręta i zaciągnęłam się kilka razy.
-No właśnie widzę. - zaśmiał się.
-Oj przecież trawa to nie narkotyk. - zmarszczyłam brwi.
-Dwa tysiące
-Miesięcznie? - zapytałam lekko zszokowana. Taki zarobek byłby dla mnie ratunkiem.
-Tygodniowo - uśmiechnął się
-Tygodniowo?!- wytrzeszczyłam oczy
-Dostajesz towar i masz go sprzedać. Tyle ile ci zostanie, tyle ci potrącają - złapał mnie za dłoń i wsunął do niej woreczek.
-Co ty robisz? Nie zgodziłam się nawet - z podekscytowania, przestałam zwracać uwagę na to, czy podaję chłopakowi skręta i tym samym sama go wypaliłam.
-Wiem, że uratuje ci to dupę, a na ładne oczka, wciśniesz każdemu wszystko. No i pracujesz w klubie. Przecież tu roi się od ćpunów. To co ci dałem to prezent. Ty musisz sprzedać trochę więcej - przekonywał mnie. Chwilę staliśmy w ciszy. Biłam się przez chwilę z myślami. To rozwiązanie naprawdę uratowałoby mi życie i przy okazji oddałabym Antoinette pieniądze.
-Na razie na próbę- odparłam w końcu - Tylko tydzień, później zdecyduje ostatecznie.- dodałam po chwili.
-Świetnie! - uścisnął moje ramie. Wyjął z plecaka szmacianą torbę, w której wiedziałam dokładnie co się znajduje.
-Ale to oddaje. Nie biorę tego gówna. - skierowałam w jego stronę rękę.
-Najwyżej komuś opchniesz. Na koszt firmy. Poza tym prezentów się nie oddaje - wzruszył ramionami. - Będę się zbierał, ale miło było cie widzieć. A no i widzimy się za tydzień. - dodał i poszedł w swoją stronę, a ja zostałam z torbą narkotyków przed klubem, w którym pracuję. Weszłam z powrotem do środka. Muzyka rozbrzmiewała o wiele wyraźniej niż wcześniej, a ja tym samym czułam, że to miejsce staje się piękniejsze, co znaczy, że trawa zaczęła oddziaływać na mój umysł. Rozejrzałam się dookoła i już miałam ruszyć z powrotem za bar kiedy usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Co za przypadek. - to był głos Antoinette. Uśmiechnęłam się, ale gdy tylko zwróciłam się w jej stronę, powstrzymałam go.
-Faktycznie. Zaraz pomyślę, że mnie śledzisz. - zmrużyłam oczy i uśmiechnęłam się. Ruszyłam w stronę baru. Chciałam jak najszybciej schować tę torbę, by nikt jej nie zauważył. Czułam jednak, że dziewczyna podąża za mną. Przyśpieszyłam więc kroku i gdy tylko znalazłam się za barem, sięgnęłam do plecaka, do którego schowałam torbę. Antoinette stanęła po drugiej stronie.
-Przypomniało mi się o naszym zakładzie i postanowiłam przyjść. - powiedziała.
-Nie musisz się tłumaczyć. - uśmiechnęłam się. Czułam jak moje powieki stają się coraz cięższe. - Masz szczęście, że mam wspaniałego przyjaciela, który pozwoli mi się zwolnić. - powiedziałam to na tyle głośno, by ten usłyszał, że chodzi o niego.
-No nie wiem. - pojawił się chwilę później, tak jak przypuszczałam. Ze skupieniem obserwował Antoinette przez dłuższą chwilę.
-Ładniutka i wygląda na porządną. Dobrze, że w końcu znalazłaś kogoś przyzwoitego, a nie jakąś patologię. - spojrzał się na mnie.
-Daj spokój. To koleżanka i nie rób mi wstydu. Zajmij się wszystkim i już. - wzięłam plecak oraz kurtkę.
-Zmieńmy lokal, bo tutaj nie dam rady wypić ani jednego drinka. - powiedziałam, spławiając tym samym przyjaciela.

Antoinette?