środa, 9 marca 2016

Od Gwen

Czy świat oszalał? Moim zdaniem już bardzo dawno temu. Stojąc w porannym korku, obserwowałam ludzi do okoła. Wszyscy gdzieś pędzili. Do pracy, do szkoły... Po prostu świat bardzo szybko pędzi do przodu, a ja utkęłam nie tylko w faktyczne istniejącym korku, ale i w mentalnym. Nic kompletnie się nie dzieje, a jeszcze parę miesięcy temu, działo się aż za dużo. Wyścigi, pokręcone imprezy ze Scottem i Peterem, głupie zakłady, spotkania z ekipą, a teraz... Połowa znajomych wyjechała, a ja dalej tkwię. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Petera. Odebrał po trzecim sygnale.
-Tak, żyję jeszcze. Nie, nie skoczyłem z dachu, nie powiesiłem się na sznurze w piwnicy, nie podciołem sobie żył. Wszystko gra.
-To super-zaśmiałam się. 
-A to ty Gwen, myślałem, że to ciotka. Dzwoni do mnie codziennie, od śmierci mamy i wypytuje, czy żyję. Od pół roku! 
-O ty biedny-zaśmiałam się. -To dziś wieczorem wyskakujemy do baru.
-Nie mogę, mam sporo roboty. Na jutro muszę mieć gotowe zdjęcia, a jeszcze całkiem sporo ich zostało. Poza tym muszę kończyć bo Big Bo zaraz wydepcze dziurę w podłodze. Zadzwonię później, cześć .
- Cześć -mruknęłam pod nosem.
Nawet eks nie ma czasu. Nie jest dobrze. Zaparkowałam w pobliżu parku i ruszyłam na spacer. Gdy szłam, jakiś dzieciaczek potrącił mnie, a zawartość mojej torebki wylądowała na ziemi. Rzuciłam się do zbierania.
-Pomogę ci-zaproponował ktoś.
-Dzięki.

<A kto taki to był?>