Pierwsze, co zobaczyłam po uchyleniu powiek był oślepiający błysk promieni słonecznych. Szybko zakryłam oczy rękoma i zsunęłam się z łóżka. Podeszłam do okna. Nowy York chyba pierwszy raz w tym roku był taki pogodny. Uśmiechnęłam się na myśl, że w końcu dzisiaj jest sobota i nie muszę lecieć na wykłady. Postanowiłam zjeść śniadanie na mieście. Szybko się odświeżyłam, nakarmiłam zwierzaki i łapiąc płaszcz wyszłam na dwór. Świeże powietrze od razu mnie rozbudziło. Rozglądając się szczęśliwie dookoła ruszyłam w stronę jednej z pobliskich restauracji.
- Grace, miło cię znowu widzieć. – jeden z kelnerów podszedł do mnie, kiedy tylko pojawiłam się w drzwiach wejściowych.
- Cześć Chris. – odparłam i biorąc od niego kartę usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku. Był to wysoki, blondwłosy chłopak. Jego rodzice znali się z moimi i to chyba tylko dzięki temu, że ma tu mnie pilnować, pozwolili mi wyjechać.
- Wezmę porcję tych naleśników.
Chłopak odszedł, a ja pogrążyłam się w swoich myślach czekając na zamówione jedzenie. Tą spokojną i miłą chwilę przerwał odgłos tłuczonych talerzy. Drgnęłam i spojrzałam w stronę dochodzącego hałasu. Ktoś musiał wpaść na idącą kelnerkę, bo teraz ona wykłócała się ze stojącym tyłem do mnie chłopakiem. Kierowana irracjonalnym instynktem, przez którego zawsze pakowałam się w kłopoty, podeszłam do nich.
- Może pomogę? – zapytałam, ale dziewczyna obrzuciła mnie zabójczym spojrzeniem i warknęła coś o nie posiadaniu oczu, a potem ruszyła w kierunku kuchni. Spojrzałam na sprawcę incydentu. Zdecydowanie próbował zachować powagę, ale coś mu nie wychodziło.
- I co się śmiejesz? – spytałam, ale sama zachichotałam przypominając sobie reakcję pracowniczki.
(ktosiu?)