Dzień był pochmurny, rano padało, dlatego też na ulicach było pełno kałuż. Szłam z Colinem przez park, przy którym mieszkałam. Nagle naszła mnie ochota na zrobienie zdjęć. Wyciągnęłam, więc telefon i powiedziałam Colinowi, aby usiadł. Psiak posłuchał i usiadł sobie obok fontanny.
- Wyglądasz idealnie, spójrz się.
Colin odwrócił się w moją stronę. Nacisnęłam przycisk i zdjęcie zrobione. Wyszło tak pięknie. Zrobiłam jeszcze kilka zdjęć Colinowi z fontanną i postanowiłam wracać do domu. Szłam główną ulicą miasta. Nagle zobaczyłam grupę ludzi, którzy dyskutowali o czymś głośno. Nie daleko stała karetka i policja. Jakieś dwie kobiety płakały głośno. Byłam tak wpatrzona w te całe zamieszanie, że nie zauważyłam innych ludzi, idących tuż obok mnie. Jakiś starszy gość popchnął mnie i upadłam na chodnik. Colin od razu zaczął szczekać i rzucać się na niego, ale uspokoiłam go.
- Nic Ci nie jest? -usłyszałam.
- Nic.
Po chwili ktoś złapał mnie za dłoń i pomógł mi wstać. Otrzepałam spodnie z błota i spojrzałam na osobę, która mi pomogła. Był to wysoki chłopak w ciemnych włosach. Zmierzył mnie wzrokiem i powiedział...
<ktoś?>