poniedziałek, 7 maja 2018

Od Tylera cd Issabelli

Westchnąłem cicho, spoglądając na dziewczynę. Sytuacja nie była łatwa,jednak wiedziałem, że w tym momencie jeszcze uda mi się ominąć niewygodny, w tej relacji, dla mnie temat pracy. Wziąłem do rąk jedną z wykałaczek, które znajdowały się w niewielkim pojemniku, na stoliku i zacząłem bawić się nią.
- To nie jest proste, mała - westchnąłem, po raz kolejny, w tak krótkim odstępie czasowym. - Chociaż mamy coś podobnego, ale zacznijmy od początku. Urodziłem się w niewielkim miasteczku, niedaleko stąd, jednak moje relacje z rodzicami pozostawiały wiele do życzenia. Buntowałem się, robiłem wszystko, żeby zrobić im nazłość. Jedynym oparciem, byłą dla mnie babcia, miałem wrażenie, że tylko ona mnie rozumie i tylko z nią mogłem pogadać. Była dla mnie jak matka, której jakby nie patrzeć nigdy nie miałem. Niestety babcia zmarła, zawał, nikt się tego nie spodziewał. To tylko pogorszyło sprawę z rodzicami. Tutaj pojawia się nasze podobieństwo, mała. Mianowicie, zaraz po osiemnastce, postanowiłem się wynieść i przyjechałem tutaj. Wielkie miasto, wiele możliwości - powiedziałem, wzruszając ramionami.
- Rozumiem - odparła, dopijając swoją kawę.
- Nawet nie wiem, kiedy zleciały te cztery lata - zaśmiałem się.
- Nie utrzymujesz kontaktu z rodzicami? - spytała, patrząc w moje oczy.
- W życiu, nie odczuwam takiej potrzeby, dość naoglądałem się ich twarzy w przeszłości.
Powoli dokończyliśmy swoje napoje i zgodnie stwierdziliśmy, że to już czas na opuszczenie tego lokalu. Mimo początkowych protestów dziewczyny, pokryłem wszelkie koszty i mogliśmy wyjść z kawiarni. Wsiedliśmy do samochodu, właśnie miałem odpalać silnik, jednak przerwał mi dzwonek telefonu. Kiedy tylko spojrzałem na wyświetlacz, wiedziałem, iż szykuje się problem. Na śmierć zapomniałem, o dzisiejszej dostawie towaru. Niechętnie, w obecności Isabelli, odebrałem telefon.
-Halo?
- Gdzie jesteś, Hoke? Doskonale wesz, że nie lubię czekać - syknął mężczyzna.
- Niedługo będę, spokojnie - odparłem, starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie następnie zakańczając rozmowę.
- Strasznie cię przepraszam, mała. Mam naprawdę pilną sprawę. Odwiozę cię do domu i zdzwonimy się później - powiedziałem, uśmiechając się.
- Ugh, okej. Co się stało? - spytała, widziałem na jej twarzy wyraźną ciekawość, jednak nie mogłem jej nic powiedzieć, na pewno nie teraz.
- Nieważne - westchnąłem, włączając silnik i pośpiesznie ruszając.

Isabella?