Przyglądałam się chwilę dziewczynie, po czym wstałam z materaca leżącego
na ziemi. Pomysł dziewczyny nie przemawiał do mnie, ale mimo naszej
krótkiej znajomości, zdążyłam już zauważyć, że była bardzo uparta i moja
odmowa nic by tutaj nie dała.
-Daj mi chwilę. - rzuciłam krótko. Wyciągnęłam z szafki jakieś przyzwoite ubrania i ruszyłam w stronę łazienki.
-Zrób sobie chociaż herbatę. - dodałam przed zamknięciem drzwi. Wzięłam
szybki prysznic, ogarnęłam swoją twarz oraz włosy, nałożyłam ubrania i
wyszłam z łazienki.
-Dłużej się nie dało? - usłyszałam głos dobiegający z kuchni, a raczej
przedsionka z kuchenką i lodówką. Po chwili znalazła się przede mną ze
skrzyżowanymi rękami.
-I tak było nieźle - wzruszyłam ramionami.
-Twoja herbata stoi na stole - odparła i znudzona siadła na kanapie. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-Muszę to zanotować. Pierwsza miła rzecz, którą dla mnie zrobiłaś -
uśmiechnęłam się. Chwyciłam kubek i wzięłam kilka łyków, po czym wzięłam
się za sprzątnięcie materaca.
-Pośpiesz się, umieram z głodu. - mruknęła, przeglądając coś na telefonie.
Gdy przyczepa, wyglądał już lepiej, dziewczyna siedziała dalej w tej
samej pozycji. Stanęłam, więc przed nią i jednym ruchem pozbawiłam ją
telefonu.
-Wróć do świata. Możemy już iść. - jej reakcja była natychmiastowa.
Podniosła się z miejsca i chwyciła mnie za nadgarstek. Zdziwiło mnie jej
zachowanie, ale i również podniosło ciśnienie. Chwyciłam ją drugą ręką
za ramie i obkręciłam tak, że była teraz przyparta do mnie plecami, a
jej ruchy stały się mocno ograniczone.
-Uważaj koleżanko, ćpuni wiedzą jak się bronić. Nawet jeśli są nieco
niżsi - powiedziałam cicho i wyraźnie prosto do jej ucha. Wypuściłam ją z
uścisku, a ta zdezorientowana odsunęła się nieco ode mnie.
-Chodźmy już, bo też się zrobiłam głodna - uśmiechnęłam się i podałam
jej telefon. Ta szybko go wzięła i bez słowa ubrała się. Wyszłyśmy z
przyczepy i już miałyśmy ruszyć przed siebie, gdy usłyszałam wołanie
pani Rose.
-Joc skarbie, wiesz że zalegasz z czynszem - powiedziała ze
współczującym głosem, gdy tylko do nas podeszła. Zerknęłam tylko na moją
towarzyszkę i odeszłam na bok, by nie usłyszała mojej rozmowy z
właścicielką terenu.
-Ile mi jeszcze zostało? - westchnęłam.
-Czterysta dolarów
-Proszę, pani Rose, niech pani da mi jeszcze kilka dni. Coś wymyślę. Obiecuję - złapałam ją za ręce.
-Wiesz słońce, że dla mnie możesz i mieszkać tu za darmo, ale mój syn zaczyna się niecierpliwić.
-Tydzień, góra dwa i spłacę całą sumę. Naprawdę - do moich uczy
zaczynały napływać łzy. Wiem, że jeśli czegoś nie wymyślę, to zostanę
bez dachu nad głową.
-Tylko nie rób niczego głupiego - odparłam staruszka i przytuliła mnie.
Łza spłynęła mi po policzku, ale szybko ją wytarłam, nim ktokolwiek
zdążyłby ją zauważyć.
-Dziękuję. Jest pani najukochańszą osobą na tym świecie - powiedziałam,
odchodząc. Dołączyłam do dziewczyny i ruszyłyśmy przed siebie. Miałam
nadzieję, że nic z naszej rozmowy nie zostało przez nią usłyszane.
Wyglądała na osobę, której dobre się powodzi, a ja nie potrzebowałam
dokładać jej powodów do wyśmiewania się ze mnie. Ponieważ dziś nie
pracuję pozostało mi wieczorne granie na ulicy. Nie powiem te zajęcie
daje mi sporo rozrywki, ale biorąc pod uwagę panującą temperaturę,
szybko traciłam ochotę.
-Więc gdzie idziemy? - zapytała tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
-Wszystko mi już jedno. Jestem tylko ciekawa jak się tam dostaniemy. A i
Jocelyn jestem. - odpowiedziałam. Dopiero teraz zorientowałam się, że
przenocowałam osobę, której imienia nie znam.
Antoinette?