- Nasza karoca czeka gdzieś za strefą skażenia - mruknęłam idąc przed
siebie, szczerze miałam nadzieję, że taksówkarz nie zgubił się gdzieś po
drodze i już na nas czeka. To miejsce zaczęło źle na mnie oddziaływać,
tam gdzie są problemy z pieniędzmi zawsze jest niebezpiecznie. Chciałam
jak najszybciej się stąd wydostać, zjeść coś i zapomnieć o tym, że to
zdarzenie miało miejsce.
Cóż z moich postanowień, gdy uświadomiłam sobie, że moja towarzyszka za
mną nie podąża. Z rozdrażnieniem spojrzałam w jej stronę. Stała tam z
założonymi ramionami i patrzyła na mnie wymownie. Wywróciłam oczami na
to zachowanie.
- Uroczy pan taksówkarz, czaka na nas na końcu tej wspaniałej ulicy.
Możemy, więc do niego pójść? - spytałam, chociaż w sumie spodziewałam
się, że to nie zadziała. Dziewczyna w dalszym ciągu się nie ruszyła -
Antoinette, ale z łaski swojej nie używaj go zbyt często.
- I czy to było takie trudne? - zadowolony uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy w końcu się ruszyła.
Potem wszystko zaczęło iść źle. Mój telefon padł. Kierowca taksówki
wcale nie był uroczym panem. Stary dziad, którego spojrzenie częściej
niż na drodze skupione było na odbiciu którejś z nas, jeździł z
prędkością ślimaka i niesamowicie cuchnął. Jakby tego było mało Jocelyn
wydawała się być w zupełnie innym świecie, z lekko zamglonym spojrzeniem
nie odpowiadała na moje zaczepki. Nie byłam pewna co irytuje mnie
bardziej, jeszcze dochodziła do tego kwestia tego, że irytowało mnie to,
że irytuje mnie brak uwagi od czarnowłosej, więc gdy kierowca po raz
kolejny spojrzał w lusterko nie wytrzymałam.
- Proszę się zatrzymać - powiedziałam głośno, nieprzyjemnym głosem. Sprawiło to, że dwie pary oczu skupiły się na mnie.
- Jeszcze nie jesteśmy na miejscu słonko - z pobłażliwym uśmieszkiem odezwał się mężczyzna. Tego było za wiele.
- Zatrzyma się Pan teraz, albo zaczniemy inaczej rozmawiać - warknęłam
na co w końcu zareagował i zatrzymał się na poboczu. Rzuciłam mu
pieniądze i wyszłam z samochodu, umyślnie trzaskając przy tym drzwiami.
- A więc to jest cel naszej wycieczki? - spytała rozbawiona kobieta.
- Mniej więcej. W życiu warto przecież czasem zrobić coś
niespodziewanego - odpowiedziałam z uśmiechem, choć nie byłam specjalnie
przekonana względem swoich słów. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu
czegoś co pomogło by mi zorientować się gdzie jesteśmy. Nazwy ulic nic
mi nie mówiły, ale za to spostrzegłam knajpę z kebabem. Cóż lepsze to
niż nic, nie mogłam przecież przyznać się do porażki. - Patrz. Widzisz
niebiosa są po naszej stronie.
-Kebab?
- Nie narzekaj, pozwoliłam ci wybrać, ale wolałaś zdać się na mnie.
Każda decyzja musi mieć konsekwencje. - ruszyłem pierwsza w wybranym
kierunku.
Jocelyn?