Z niemałym zadowoleniem zamknęłam książkę i zeszyt z notatkami, od tej
chwili mogłam na co najmniej najbliższe 24 godziny zapomnieć całkowicie o
studiach, uczeniu się i wszystkich łączących się z tym
niedogodnościach. W końcu byłam wolna, a to oznaczało tylko jedno.
Impreza. Wyslałam wiadomość do Franciska, jego reakcja była niemal
natychmiastowa, co wywołało mój uśmiech. Widocznie już tylko czekał na
mnie z gotowym planem działania, dostałam adres i godzinę w której
chciałby się spotkać, chociaż podawanie jej było zbędne, oboje zawsze
pojawialiśmy się spóźnieni. Facetowi strojenie się zajmowało czasami
więcej czasu niż mnie, nie było to może jakimś ogromnym sukcesem, gdyż
starałam się nie spędzać zbyt wiele czasu przed lustrem, był to więc
zawsze dobry temat na żartowanie z jego męskości. I tym razem zebrałam
się dość szybko, więcej energii kosztowało mnie wydostanie się z domu.
Ojciec akurat siedział w salonie, więc musiałam odbyć z nim jeszcze
"przemiłą" pogawędkę o ludziach, którzy przychodzą do jego kancelarii i
naprawdę myślą, że bez pieniędzy coś załatwią na oczka szczeniaczka, czy
nieszczęście ludzkie. Widocznie szykowała się długa przemowa, na
szczęście pojawiła się matka, która koniecznie chciała namówić mojego
ojca na wyjście do teatru. Gdy jego uwaga skierowała się na nią od razu
odpuściłam dom, wolałam nie ryzykować czekania na taksówkę, więc poszłam
piechotą. Zakładałam, że dobrze mi to zrobi. Odetchnąć trochę, uspokoje
się.
Czy od tej chwili mogłam już się zacząć tą dobra cześć dnia?
Nie.
Po drodze jakąś debilka na rowerze we mnie wjechała.
- Naucz się chodzić i nie toruj drogi- dobiegł do mnie jeszcze głos
kobiety zanim odjechała. Mialam ogromną ochotę się na nią rzucić i
wyjechać jej z wszystkimi możliwymi parafami, albo chociaż jakimiś
obelgami, ale ta była już zbyt daleko bym mogła cokolwiek zrobić. Klnąc
pod nosem pozbierałam się z ziemi i otrzepałam ubrania. Na jej szczęście
nie było z nimi tak źle, raczej nikt nie powinien zauważyć, ale to nie
zmieniało faktu, że byłam wściekła. Może dlatego gdy spostrzegłam, że na
ziemi leżą klucze - najprawdopodobniej należące do niej - podniosłam je
i wrzuciłam w najbliższe krzaki. Niech sobie potem jakoś radzi. Nie
była to może zemsta doskonała, ale przynajmniej w minimalnym stopniu
poprawiła moje samopoczucie.
W końcu po wszystkich tych trudnościach dotarłam do tegoż upragnionego klubu.
- SPÓ-ŹNIO-NA - wydarł się wysoki szatan, którego ramiona od razu mnie oplotły.
- Nawet nie zaczynaj. To, że dotarłam tutaj żywa to prawdopodobnie jest
cud, a ty wciąż masz na sobie kurtkę, więc musiałeś przyjść przed
chwilą.
- Ale to ty jesteś spóźniona.
Otworzyłam usta by coś mu odpowiedzieć, ale mi nie pozwolił.
- Szzzz... Tłumaczyć się będziesz później. Najlepierw... - zrobił
dramatyczną przerwę, podczas której odsunął mnie na odległość ramion i z
powagą spojrzał w moje oczy - Stawiasz kolejkę!
Puścił mnie całkowicie i w pełni zadowolony z siebie ruszył w
poszukiwaniu jakiegoś miejsca. Nie było sensu dyskutować, zresztą i tak
chciałam się napić, więc wybrałam kierunek bar.
- Dwa razy czystą - rzuciłam. Wzrok miałam utkwiony w portfelu, dopiero
po chwili gdy barmana nie wykonała żadnego ruchu przeniosłam na nią
spojrzenie. W pierwszej chwili doznałam szoku, ale zaraz się poprawiłam i
na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech - No proszę. Jakiż ten
świat mały. Szef wie, że tratuje pani klientów?
Kobieta o dziwo nie odpowiedziała na moją zaczepkę, choć widocznie wiele
ją to kosztowało nalała mi zamówioną wódkę i przesunęła w moja stronę.
Postanowiłam na razie odpuścić, dałam pieniądze i poszłam do Francisa.
- Ta barmanka wyglądała jakby ducha zobaczyła. Coś ty jej zrobiła?
- Nic. To ona prawie mnie zabiła. Powinni takim degeneratą wprowadzić zakaz prowadzenia jakichkolwiek pojazdów.
- Mmmm... Seksowna. Śmierć pod jej kołami musiałaby być przyjemna -
spojrzała na tego szczerzącego się idiotę z dezaprobatą - Nie patrz tam
na mnie. Raczej jej się przyjrzyj.
- Widziałam koła jej roweru. To mi wystarcza.
- Oj nie. Bea. Znowu jesteś sztywna. Pij!
Przewróciłam oczami, ale wychyłam z nim kieliszek i od razu się skrzywiłam.
- Jeszcze przez nią mi nie weszło - powiedziałam zła, na co Francis wybuchnął śmiechem.
- Nie dość że cudowna to jeszcze potrafi czarować, już wielbie tą
kobietę. Jak myślisz bardziej spodoba jej się typ "I am so sexy and I
know it" Czy może "prawdziwy gentlemen"?
- Na żaden z nich.
- No weź. Powinnaś wiedzieć jaki dziewczyna ma typ. Pomóż przyjacielowi.
- Czy przypadkiem dziewczyna tego szanowngo przyjaciela nie ma się tutaj pojawić za dwie godziny?
- Znowu psuje zabawę sztywniaro. Przez te dwie godziny mogę przeżyć
miłość swojego życia, a potem wrócić do swojej dziewczyny. Czy nie
uważasz tego za cudowny plan?
- Spróbuj na gentleman'a. Ale za to ty stawiasz teraz alkohol.
- Czego sobie panienka życzy?
- Skoro przeznaczona mi dzisiaj jest śmierć to niech będzie szybka.
- Wedle życzenia.
Mężczyzna poprawił swoje włosy i zmienił lekko postawę, a potem ruszył
do baru. Byłam przekonana, że szybko tego alkoholu nie dostanę, więc
zaczęłam rozglądać po parkiecie. Niestety impreza dopiero się
rozkręcała, a ja byłam zbyt trzeźwa by tam się udać. Zostałam na miejscu
dyskretnie obserwując poczynania młodego elegancika.
Jocelyn?