Zmiana w postawie kobiety była diametralna, zniknął cały jej
temperament, a w jego miejscu pojawiła się uległość. Moja prowokacja
zadziałała, nawet lepiej niż się spodziewałam. Zapewne powinnam teraz
zachować się właściwie i podać jej miejsce, gdzie mógł wylądować klucz.
Jednakże czy mogłabym spojrzeć sobie w twarz, gdybym nie wykorzystała
tej okazji by trochę się zabawić?
- Wszystko? - spytałam, a następnie ostentacyjnie przebiegłam po niej wzrokiem - Całkiem wiele zatem oferujesz za zwykłe klucze.
- To nie jest temat do żartów. Potrzebuję tych kluczy. - nie zareagowała nijak na moją zaczepkę, zachowała za to proszący ton.
- Naprawdę? To skoro tak ci na nich zależy to może zaczniesz od czegoś bardzo podstawowego, jak na przykład przeprosiny.
- Nie mam za co cię przepraszać.
- Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie. Mam ci przypomnieć kto jest jedyną osobą, która zna położenie twojego klucza?
Przez chwilę milczała, a dla mnie całkiem dobrą rozrywką było oglądanie
jej wewnętrznych zmagać. W końcu chyba rozsądek musiał wygrać z urażoną
dumą.
- Dobra. Przepraszam - burknęła.
- Mówisz coś, chyba nie słyszałam...
- Przepraszam! Mam ci to przeliterować?
- No proszę, a można tak było od początku. Widzisz ile nerwów oszczędziłabyś nam obu?
- To gdzie są te klucze?
- Na ulicy Chyba Nie Uwierzyłaś Że To Wystarczy - zaśmiałam się i
wyminęłam ją w drodze do drzwi. Nie dane było mi jednak do nich dojść,
gdyż już po chwili złapała mnie za ramię zmuszając tym samym do
zatrzymania się.
- Ty...
- Naruszanie mojej nietykalności cielesnej może cię kosztować więcej niż
ten kluczyk, więc lepiej uważaj ćpunko - powiedziałam używając swojego
tonu prawnika. Zerknęłam na nią przez ramię w oczekiwaniu aż mnie puści.
Dziewczyna pomimo mojej groźby najwyraźniej nie miała jednak zamiaru
mnie puszczać, co więcej poczułam, że jej uścisk się zwiększył.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - ucisk na moim ramieniu się zwiększył. W tym
momencie poczułam się trochę niepewnie. Musiałam, więc nieco zmienić
taktykę, nigdy nie wiadomo do czego zdolna jest naćpana osoba.
- Ale ty jesteś spięta - uśmiechnęłam się, zmieniając zupełnie ton.
Odwróciłam się w jej stronę, dzieliła nas niewielka odległość. Jej oczy
wydawały się być w tym momencie całkiem czarne i przy tym jakby
przeszklone, przez mój umysł przewinęła się myśl, by może jednak podać
jej to miejsce, ale od razu ją odrzuciłam. - Nie ma co się stresować,
zamiast tego możemy iść się napić. To moje wymaganie numer dwa.
- Ile masz zamiar ich mieć? - spytała niskim głosem ociekającym frustracją.
- Tyle by ta noc była ciekawa - chwyciłam jej rękę, zmuszając tym samym
do puszczenia mnie i pociągnęłam do budynku. Na szczęście nie opierała
się i już po chwili byłyśmy z powrotem przed barem. Z nieznanych
przyczyn Francisko wciąż tutaj stał rozmawiając z drugim barmanem. Gdy
tylko nas zobaczył, a właściwie gdy jego wzrok natrafił na jej rękę w
mojej, zagwizdał. Przewróciłam tylko oczami na jego debilizm i ją
puściłam. Rozdzieliłyśmy się na dwie strony baru.
- Widzę, że nie próżnowałyście! - wydarł się mi przy uchu przyjaciel.
- Nie bądź debilem. Nie odebrałabym ci dwugodzinnej miłości życia,
załatwiłam sobie po prostu darmowego drinka - poklepałam go po ramieniu,
a następnie wypiłam oba drinki przede mną. Jeden z roztopionym już
lodem, a drugi całkiem nowy. Następnie pociągnęłam go na parkiet. Z
początku jeszcze bawiliśmy się jako tako razem, ale później alkohol
zaczął działać. Wszystko zdawało się zlewać w jedno, ciała, muzyka,
więcej alkoholu, gdzieś w międzyczasie musiała się pojawić dziewczyna
Franciska bo z kimś się witałam, potem kimś innym całowałam i chyba z
kimś kłóciłam. Wszystko było jedną wielką plątaniną kolorów i urwanych
słów.
Aż ocknęłam się z głową na czymś twardym. Dłuższą chwilę zajęło mi
ogarnięcie, gdzie tak właściwie się znajduje. Podniosłam głowę i
napotkałam wzrok wściekłej barmanki czyszczącej szklanki.
- No proszę. Ktoś wrócił do żywych. Mów teraz gdzie ten klucz.
- Gdzie Francis? - zdołałam wybełkotać, ignorując jej wcześniejszą
wypowiedź. Zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie go nie potrafiłam
zlokalizować.
- Poszedł dawno temu. - powiedziała. Walnęłam głową w blat. Miałam u
niego nocować. Nie było opcji bym wróciła do domu w takim stanie. Wciąż
świat lekko mi wirował, zresztą pewnie waliłam na kilometr wódą. -
Słuchaj nie po to marnowałam tyle czasu byś mi tu teraz znów odpływała.
Mów gdzie on jest!
Czy ona naprawdę sądziła, że teraz jakiś głupi klucz teraz mnie
interesuje, miałam dużo ważniejsze rzeczy na gło... żarówka nad moją
głową nagle się zapaliła, a na moje usta wpełz pijański uśmiech.
- Och. Powiem ci. A nawet pok..każe. Pod jednym warunkiem.
- Nie mam ochoty bawić się w to dalej - cóż była wściekła.
- To już ostatnie. Przenocuj mnie - poprosiłam podnosząc na nią wzrok.
Jocelyn?