środa, 4 kwietnia 2018

Od Scotta


Spojrzałem na zegarek, który wskazywał dwadzieścia po trzeciej. Dziś o dwudziestej miał odbyć się nasz ostatni koncert trasy po całym świecie, oczywiście zakończona w Nowym Jorku. Od sześciu lat tak wyglądało moje życie. Parę miesięcy koncerty dzień w dzień, po czym kilka miesięcy przerwy, podczas której tworzyliśmy coś nowego i cała zabawa od nowa. Z jednej strony cieszyłem się, że robię to co lubię, a z drugiej potrafiło dać to w kość. Jeszcze parę lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że znajdę się tu, gdzie jestem... Nie uwierzył bym. A jednak. Dzięki namową dziadka robię to co robię i świetnie się z tym czuję. moim największym problemem jednak byli fałszywi ludzie, który kręcili się wokół mnie. Jak tu ufać ludziom, kiedy oni chcą sławy i pieniędzy? Tego brakuje mi najbardziej. Szczerych przyjaciół. Poza zespołem i rodziną nie mam nikogo takiego. Za dużo przebywania ze Stevem -pesymistą. Przeciągnąłem się na fotelu busa i rozejrzałem się po busie. Matt spał rozwalony na dwóch siedzeniach mrucząc coś o tańczących kalmarach. Flynn z bananem na twarzy nagrywał go ciesząc się jakby co najmniej coś brał. Spojrzał na mnie śmiejąc się bezgłośnie, a ja przekazałem mu na migi, aby puknął się w głowę. Rozejrzałem się po okolicy poznając budynki, co oznaczało, że niedługo będę miał okazję wyprostować kości. W końcu bus zatrzymał się pod moim blokiem, a ja wysiadłem mówiąc, że spotkamy się na koncercie. Zabrałem walizkę i ruszyłem w stronę mieszkania. Wyjąłem klucze z kieszeni i otworzyłem drzwi. Nim zdążyłem przekroczyć próg, przewróciła mnie wielka kula futra.
- Ej no, już spokój wy moje groźne stworzenia-powiedziałem ze śmiechem odganiając psy.
- Dziwisz się im? Spędziły prawie miesiąc ze mną. Można oszaleć - rozległ się głos z kuchni, skąd po chwili wyszła moja siostra, wycierając ręce.
- Masz rację, gdzieś miałem numer do psiego psychologa... Czas go użyć- powiedziałem podchodząc do siostry całując ją w policzek.
- Psy były na spacerze, więc wystarczy jak wyjdziesz z nimi wieczorem. Są świeżo wymyte, tak samo Hiro. Zrobiłam wstępne zakupy, więc z głodu dziś nie padniesz. Teraz znikam. Jestem umówiona z Markiem.
-Dzięki za wszystko, siostrzyczko. Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę- powiedziałem.
-Coś wymyślę. Do zobaczenia na koncercie.
Wyszła, a ja postanowiłem ogarnąć się trochę przed koncertem.
***************************************************************
Po udanym koncercie według naszej tradycji ruszyliśmy do pobliskiego klubu, gdzie świętowaliśmy udaną trasę. Rozsiedliśmy się na kanapie przy stoliku i zamówiliśmy drinki. Rozsiedliśmy się żartując, popijając alkohol. Po jakiejś godzinie temat zszedł na poszukiwania kogoś nowego do zespołu.
- Stary, ale my potrzebujemy kobiecej ręki w tym zespole- powiedział lekko wstawiony Flynn.
-Zaraz mogę uciąć ci to i owo, i będzie jak znalazł- odparła złośliwie Sofii. Zawsze uwielbiali się droczyć. On mówiąc, że jest najbardziej męska z naszej piątki, a ona, że Flynn jest najbardziej kobiecą osobą na świecie.
- Może zostawić was samych z waszymi amorami? -odparł Steve z rozbawieniem. - Dobra, a tak na poważnie, ważne, aby osoba faktycznie coś potrafiła, a nie dla fejmu. Od tego gadania aż mi się sucho zrobiło. Gandalf skocz po piciu.
- Dobra, ale wyjaśnij mi jedną rzecz. Jakim tokiem myślenia kierowałeś się nazywając mnie Gandalfem?- odparłem dopijając piwo.
- Twoje powstanie po zgonie był jak powrót Gandalfa po upadku w Morii-powiedział rechocząc jak stara ropucha.- Poza tym masz swojego niziołka na posyłki- powiedział szczerząc się do Matta, który faktycznie był sporo niższy ode mnie.- Skoro to sobie wyjaśniliśmy to leć, bo mnie suszy.
- Po prostu genialne -powiedziałem z sarkazmem.
Wstałem kręcąc głową z politowaniem i ruszyłem w stronę baru.
<Hailey?>