<następne>
Poranek był bardzo ładny i nawet ciepły, dlatego postanowiłam iść do parku, aby pobiegać. Naszykowałam ubrania, po czym udałam się do kuchni, aby napić się czegoś, przed wyjściem. Wypiłam szklankę wody i poszłam ubrać się w sportowe ubrania.
Opuściłam mieszkanie, podłączyłam słuchawki do telefonu i wybrałam jedną z moich ulubionych piosenek, przy której przyjemnie mi się biega. Wyszłam przed kamienicę, w której mieszkałam, a z niej skierowałam się do parku. Po kilku minutach marszu znalazłam się w nim i zaczęłam biegać. Wprawdzie miałam plan iść dziś na siłownię, ale pogoda była tak ładna, że siłownię postanowiłam zostawić na jakiś brzydszy dzień. Dziwnym było, że ludzi w parku było tak niewiele, o tej godzinie zwykle bywało ich więcej, a szczególnie, jak pogoda dopisywała. W pewnym momencie, w równoległej alejce dojrzałam Scotta, wyprowadzającego jakiegoś psa. Postanowiłam pobiec w ich stronę, nie musiałam znacznie zwiększać tempa biegu, ponieważ szedł na tyle wolno, że za kilka minut z pewnością go dogonię. Tak też się stało, w momencie, w którym chciałam się z nim przywitać, potknęłam się, ale na szczęście zdążył mnie złapać. W ostatnim czasie byłam strasznie niezdarna, ostatnio wylałam wodę na Mio, a teraz prawie zabiłam Scotta i siebie.
-Cześć - zaśmiałam się, kiedy pomagał mi wstać. - Wybacz, chciałam przywitać się normalnie, ale coś nie wyszło.
Scott?