piątek, 24 stycznia 2020

Od Gwen cd Patrica

-Czyli można powiedzieć, że masz swoją taką przystań myśli -powiedziałam biorąc gryza.
Patric parsknął lekko, na moje określenie.
-No można tak powiedzieć. A ty, gdzie masz takie swoje miejsce?
Przekręciłam głowę na bok, myśląc nad odpowiedzią.
-Jak już pewnie sam zdążyłeś zauważyć uwielbiam uciekać od problemów, więc czasem mam wrażenie, że cały świat jest moją własną przystanią. Kiedy mam sporo do przemyślenia, najczęściej łapię samolot i ruszam gdzieś daleko... Lub poprostu ruszam do Arizony, na ranczo mojej babci. A w Nowym Jorku od tego mam dach, na którym od jakiegoś czasu próbuję ogarnąć taki mały prywatny ogród. Jednak idzie mi to strasznie mozolnie i jie mam pojęcia dlaczego.
Chłopak parsknął, na co zmrurzyłam oczy, nie wiedząc o co mu chodzi. Patric widząc moją minę, szybko zaczął się tlumaczyć.
-A nie myślisz, że może być to spowodowane tym, że doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny? A ty mam wrażenie czasami, że co najmniej się rozdwajasz.
Wywróciłam na to oczami, biorąc kolejny kawałek. Po skończonym posiłku wyrzuciliśmy karton, po czym wróciliśmy na tą samą ławkę. Wtuliłam się w bok chłopaka, a on objął mnie ramieniem.
-Powinieneś mieć kota -powiedziałam nagle kompletnie od czapy.
-Co? Niby dlaczego? -Zapytał, probując znaleźć sens tego co powiedziałam.
-No bo od Patrica, można wołać na ciebie Pat. A jakbyś miał kota, to był by Pat i kot. Tylko został byś listonoszem i okazało się, że zrobili o tobie serial.
Chłopak zaśmiał się, jednocześnie przykładając rękę do mojego czoła aby upewnić się, że te głupoty to nie objaw gorączki.
-Kochanie, a czy oni napewno dobre leki ci podają?
W odpowiedzi prychnęłam jedynie, na co chłopak cmoknął mnie krótko w czoło.
Patric?