<poprzednie><następne>
Ruszyłam leniwym krokiem do łazienki. Zmyłam makijaż, a raczej to co z
niego pozostało i po szybkim odświeżeniu się, przebrałam się w piżamę.
Umyłam zęby, związawszy wcześniej włosy w niedbałego koka. Opuściłam
pomieszczenie i zagasiłam za sobą światło.
-Scott? - rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu, nieprzytomnym już nieco wzrokiem.
-Spokojnie, nie zwiałem – odparł, jego głos dochodził z kanapy, na
której jak się okazało leżał. -Dobranoc, albo w zasadzie to dobradzień.
Podchodząc bliżej widziałam, że jego oczy były już zamknięte. Chwyciłam
koc, który przewieszony był przez stojący obok fotel i przykryłam nim
chłopaka. Wyglądał uroczo kiedy spał. Ziewnęłam cicho i udałam się do
swojej sypialni. Zasłoniłam rolety, aby światło słońca, mającego już
niedługo wznieść się ponad horyzont, mnie nie obudziło i położyłam się
na miękkim łóżku, zawijając się w kołdrę. Zaśnięcie zajęło mi zaledwie
kilka minut, co rzadko mi się zdarzało. Zazwyczaj leżałam długie godziny
w łóżku, zanim pogrążyłam się w głębokim śnie, musiałam być bardzo
zmęczona.
Kiedy się obudziłam, dzięki zasłoniętym przeze mnie wcześniej roletom w
pokoju wciąż panował mrok. Sięgnęłam ręką po telefon, leżący na szafce
nocnej. Dochodziła szesnasta, a moje samopoczucie nie było najlepsze,
ale czego mogłam się spodziewać po wypitej przeze mnie wczoraj ilości
alkoholu. Wygramoliłam się z łóżka, zakładając na nogi puchate kapcie.
Na kanapie w salonie wciąż spał Scott, przykryty kocem, jakby wcale się
nie ruszał, odkąd zasnął. Przeszłam przez pomieszczenie, aby znaleźć się
w kuchni i odnaleźć aspirynę, bez której chyba nie udałoby mi się
dzisiaj przeżyć. Zostawiłam ją na wierzchu, domyślając się, że Scott
także pewnie chętnie ją weźmie. Wróciłam do salonu, gdzie chłopak w
dalszym ciągu leżał bezruchu. Usiadłam na brzegu kanapy, obok niego.
-Scott, obudź się – powiedziałam, kładąc rękę na jego ramieniu.
Scott?