Spojrzałem na nią, aby upewnić się, że nie żartuje. Jedyne
co mogłem dostrzec w jej oczach to powaga i oczekiwanie. Mógłbym przysiąc, że
wstrzymała oddech oczekując mojej reakcji.
-Naprawdę muszę odebrać –powiedziałem cicho nie patrząc w
jej oczy.
Zsunąłem zszokowaną dziewczynę ze swoich kolan i poszedłem
odebrać. Podczas gdy ja rozmawiałem dziewczyna siedziała w szoku patrząc się
przed siebie, a w jej oczach zaczynały zbierać się łzy. Wiedziałem, że mocno ją
raniłem. Wiedziałem, że właśnie prawdopodobnie ją traciłem na zawsze. Jednak
wciąż gdzieś głęboko miałem nadzieję, że jednak tego nie zrobi… Nie odejdzie… A
z drugiej strony po co miałaby zostać. Nie tak dawno ostrzegałem ją przed tym,
że może lepiej rozstać się w pokojowych warunkach, bo mogę dość mocno nawalić…
Skończyłem rozmawiać z Sofii i wróciłem do salonu.
-Ja… Naprawdę muszę jechać –powiedziałem stając przed nią.
Nic nie odpowiedziała. Wciąż patrzyła się w przestrzeń nie
dając żadnej reakcji, że dotarło do niej jakiekolwiek moje słowo. Podszedłem do
niej i pocałowałem ją krótko w skroń.
-Dziękuję i przepraszam –powiedziałem cicho, po czym szybko
ubrałem kurtkę i buty.
Złapałem kluczyki i spojrzałem jeszcze raz w stronę
blondynki. Z jednej strony miałem ochotę zawrócić i przepraszać ją na kolanach
za cały ostatni miesiąc, i obiecywać poprawę… Jednak z drugiej strony doskonale
wiedziałem, że złożenie tej obietnicy po raz kolejny może okazać się kłamstwem.
Chwilę siedziałem jeszcze w samochodzie, rozważając czy jednak nie wrócić.
Jednak już kiedyś jej powiedziałem, że może lepiej jej będzie beze mnie. Może
tak będzie lepiej? Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem do mieszkania
rudowłosej.
Tak jak obiecała, tak zrobiła. Po powrocie do domu zastałem
puste półki i brak blondynki. Usiadłem na krześle w kuchni, patrząc się w
przestrzeń. Może jednak tak będzie lepiej… Podniosłem się, chwyciłem kluczyki
od samochodu i ruszyłem do pobliskiego klubu.
Hai? Sofii?