Dobrze, że moje policzki były ciepłe od temperatury, to nie wyczuł
jak zaczęłam się rumienić na jego gest. A jednocześnie odczuwałam lekkie
zażenowanie stojąc w takim stanie przed nim. Sama nie wiem czemu.
Uważałam, że jego troska jest naprawdę urocza. Rzadko można było spotkać
kogoś, kto z własnej woli by przyszedł.
-Wiem, ale jakoś nie
miałam czasu -powiedziałam uśmiechając się lekko do niego. -Poza tym
bardzo się cieszę, że jesteś taki chętny do spaceru z moim psem, ale ona
może nie być taka chętna.
-Może jakoś się dogadamy -powiedział uśmiechając się do mnie ciepło.- A ty już się pakuj do łóżka, bo nigdy się nie wyleczysz.
-A ty trzymaj się na dystans, bo się zarazisz -powiedziałam idąc po smycz.
Wygrzebałam
smycz z szafki, po tym jak rano rzuciłam ją w kąt. Stwierdziłam, że
później nie będzie mi się chciało tego poszukać. Wyjęłam ją na wierzch i
pod czujnym wzrokiem Patrica. Zrobiłam niewinną minkę i położyłam się
grzecznie na kanapie. Owinęłam się w koc, a chłopak rozgościł się w
kuchni szykując herbatę. Zawołałam psa do siebie, aby podeszła bliżej. W
końcu jeśli mamy próbować wysłać ją na spacer z chłopakiem to od czegoś
trzeba zacząć. Po chwili zjawił się Patric podając mi herbatę, usiadł
obok mnie na kanapie. Podziękowałam mu i upiłam łyk gorącego napoju.
-A czy ty byłaś u lekarza? -Zapytał z wciąż widoczną, troską.
-Tak, stąd będę miała jeszcze do ciebie jedną prośbę abyś podrzucił to jutro do pracy.
-Nie ma problemu -powiedział uśmiechając się i opierając ramię o moje kolano.
-Dzięki za wszystko... Rzadko można spotkać kogoś, kto po prostu bezinteresownie pomoże..
Patric?