Kiedy się obudziłam, chłopaka nie było obok mnie, za to w powietrzu
unosił się pyszny zapach naleśników. Niewiele myśląc podniosłam się z
łóżka i zgarnęłam z ziemi koszulkę chłopaka, którą na siebie ubrałam.
Naleśniki na stole były dla mnie pozytywna niespodzianką, zastanawiałam
się tylko, jak bardzo musiał natrudzić się przy ich przygotowaniu Scott.
-Jakie mamy straty po tym wyczynie? - zapytałam, siadając przy stole i zaczynając szykować sobie pierwszego naleśnika.
-Wcale nie takie wielkie – zaśmiał się, wysmażając resztę ciasta i dołączając do mnie.
-Nie powinieneś się tak przeciążać, mogłeś poczekać aż wstanę – westchnęłam.
-Chcę być samodzielny – powiedział, patrząc na mnie.
-Na samodzielność jeszcze przyjdzie czas, słoneczko. Póki co to daj sobie pomóc – odparłam.
Po śniadaniu stwierdziłam, że ja posprzątam, więc zabrałam się za
pakowanie wszystkiego do zmywarki oraz zmywanie tego, co się do niej nie
nadawało. Kiedy wyrzucałam coś do kosza, zauważyłam w nim pęknięta
szklankę, zaśmiałam się tylko i zamknęłam go z powrotem. Gdy skończyłam
Scott siedział na kanapie w salonie, robiąc coś w telefonie. Usiadłam
obok niego, wtulając się w jego bok.
-Kocham cię – powiedziałam.
-Ja ciebie też, Hailey – odparł, przytulając mnie do siebie mocniej.
Dalej nie mogłam się przyzwyczaić do jego obecności znów. Po tak długim czasie rozłąki było to bardzo radosne uczucie.
-Pojedziemy dziś do twojej babci po zwierzaki? - spytałam.
Scott?