Weszłam do przyczepy i pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam się na łóżko.
Byłam zmęczona dniem, co nie znaczy, że chciałam by się skończył. Odkąd
żyje na własną rękę moje życie wygląda szaro, a dzięki nowo poznanej
dziewczynie zaczęło nabierać kolorów. Dziwne, że znając ją tak krótko,
czuję się przy niej tak dobrze. Leżałam na łóżku z uśmiechem na twarzy,
ze wzrokiem wlepionym w sufit. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
-Co tak wcześnie?-zapytał mnie zdziwiony Brandon, widząc mnie wchodzącą za bar.
-Zamiast zadawać głupie pytania, powinieneś mi pogratulować. -
uśmiechnęłam się i zabrałam do przecierania szklanek, nucąc sobie coś
pod nosem. Sama nie wiedziałam co się ze mną stało, że udało mi się
wyrobić na czas do pracy. Może chciałam wreszcie stać się
odpowiedzialnym pracownikiem albo liczyłam na przybycie kogoś.
-Widujesz się z kimś. - słowa przyjaciela wytrąciły mnie z zamyślenia.
-Głupi jesteś. - wzruszyłam ramionami.
-Wcale nie moja droga. Chodzisz z głową w chmurach, szczerzysz się sama
do siebie i wyglądasz dzisiaj lepiej niż zwykle - skrzyżował ręce i
zmierzył mnie wzrokiem.
-Przestań pieprzyć głupoty. - westchnęłam, poprawiając butelki na półkach.
-Dobra, dobra. Ale mam nadzieję, że ją poznam. - powiedział zadowolony.
-A może to facet?
-Czyli faktycznie coś jest na rzeczy! - klasną szczęśliwy w dłonie.
Chciałam podburzyć jego pewność siebie, przez co jeszcze bardziej się
wpakowałam.
Pierwsi ludzie schodzili się do klubu. Z każdym kolejnym gościem,
zerkałam w stronę drzwi frotowych. Cicho liczyłam na to, że dziewczyna
pojawi się dzisiaj. Sama nie wiem dlaczego. Może jej towarzystwo dałoby
mi trochę rozrywki i odpędziło nachalnych klientów.
Minęło już trochę czasu od mojego przyjścia do pracy. Zdążyłam już
stracić nadzieje na pojawienie się Antoinette. Przecież to oczywiste, że
ma mnóstwo innych rzeczy do roboty niż łażenie po klubach. Zajęłam się
całkowicie pracą, która z każdą minutą coraz bardziej mnie męczyła.
-Jocelyn?-usłyszałam niski, męski głos. Zwróciłam się w stronę usłyszanego głosu.
-Noah! - krzyknęłam widząc starego kolegę. Szybko do niego podbiegłam i
rzuciłam mu się na szyję. Ten w odpowiedzi tylko się zaśmiał i
odwzajemnił uścisk.
-Dawno się nie widzieliśmy - odparł kiedy odsunęłam się od niego.
Wyglądał identycznie, jak sprzed kilku lat. Szeroki, uroczy uśmiech,
rozczochrane włosy, niezadbany zarost i podkrążone oczy.
-Dalej w tym siedzisz, prawda?- uśmiech zniknął z mojej twarzy.
-Za to ty trzymasz się świetnie! Pięknie wyglądasz - odgarnął mi włosy z
oczu. Spuściłam zawstydzona wzrok. Ten chłopak nigdy nie przestawał
mnie podrywać, ale zawsze robił to z wyczuciem i mimo to że nigdy nie
byłam nim szczególnie zainteresowana, to szczerze wierzyłam w jego
komplementy.
-Napijesz się czegoś?-zapytałam, przerywając tym samym ciszę.
-Nie dziękuję. Mam sprawę - widać było u niego zdenerwowanie.
Zakomunikowałam tylko Brandonowi, żeby zajął się sam przez piętnaście
minut barem, po czym razem z Noah wyszliśmy bocznym wyjściem by
porozmawiać. Ten pierwsze co zrobił po wyjściu, to wyjął skręta i włożył
go do ust. Jego ręce tak się trzęsły, że niemal wypadł mu z rąk.
-Mam zajebistą robotę - zaczął. Zaciągnął się dwa razy i podał mi papierosa.
-Skończyłam z tym. Noah, ja mam mieszkanie, zmieniłam towarzystwo,
jestem czysta. - wzięłam do ręki skręta i zaciągnęłam się kilka razy.
-No właśnie widzę. - zaśmiał się.
-Oj przecież trawa to nie narkotyk. - zmarszczyłam brwi.
-Dwa tysiące
-Miesięcznie? - zapytałam lekko zszokowana. Taki zarobek byłby dla mnie ratunkiem.
-Tygodniowo - uśmiechnął się
-Tygodniowo?!- wytrzeszczyłam oczy
-Dostajesz towar i masz go sprzedać. Tyle ile ci zostanie, tyle ci potrącają - złapał mnie za dłoń i wsunął do niej woreczek.
-Co ty robisz? Nie zgodziłam się nawet - z podekscytowania, przestałam
zwracać uwagę na to, czy podaję chłopakowi skręta i tym samym sama go
wypaliłam.
-Wiem, że uratuje ci to dupę, a na ładne oczka, wciśniesz każdemu
wszystko. No i pracujesz w klubie. Przecież tu roi się od ćpunów. To co
ci dałem to prezent. Ty musisz sprzedać trochę więcej - przekonywał
mnie. Chwilę staliśmy w ciszy. Biłam się przez chwilę z myślami. To
rozwiązanie naprawdę uratowałoby mi życie i przy okazji oddałabym
Antoinette pieniądze.
-Na razie na próbę- odparłam w końcu - Tylko tydzień, później zdecyduje ostatecznie.- dodałam po chwili.
-Świetnie! - uścisnął moje ramie. Wyjął z plecaka szmacianą torbę, w której wiedziałam dokładnie co się znajduje.
-Ale to oddaje. Nie biorę tego gówna. - skierowałam w jego stronę rękę.
-Najwyżej komuś opchniesz. Na koszt firmy. Poza tym prezentów się nie
oddaje - wzruszył ramionami. - Będę się zbierał, ale miło było cie
widzieć. A no i widzimy się za tydzień. - dodał i poszedł w swoją
stronę, a ja zostałam z torbą narkotyków przed klubem, w którym pracuję.
Weszłam z powrotem do środka. Muzyka rozbrzmiewała o wiele wyraźniej
niż wcześniej, a ja tym samym czułam, że to miejsce staje się
piękniejsze, co znaczy, że trawa zaczęła oddziaływać na mój umysł.
Rozejrzałam się dookoła i już miałam ruszyć z powrotem za bar kiedy
usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Co za przypadek. - to był głos Antoinette. Uśmiechnęłam się, ale gdy tylko zwróciłam się w jej stronę, powstrzymałam go.
-Faktycznie. Zaraz pomyślę, że mnie śledzisz. - zmrużyłam oczy i
uśmiechnęłam się. Ruszyłam w stronę baru. Chciałam jak najszybciej
schować tę torbę, by nikt jej nie zauważył. Czułam jednak, że dziewczyna
podąża za mną. Przyśpieszyłam więc kroku i gdy tylko znalazłam się za
barem, sięgnęłam do plecaka, do którego schowałam torbę. Antoinette
stanęła po drugiej stronie.
-Przypomniało mi się o naszym zakładzie i postanowiłam przyjść. - powiedziała.
-Nie musisz się tłumaczyć. - uśmiechnęłam się. Czułam jak moje powieki
stają się coraz cięższe. - Masz szczęście, że mam wspaniałego
przyjaciela, który pozwoli mi się zwolnić. - powiedziałam to na tyle
głośno, by ten usłyszał, że chodzi o niego.
-No nie wiem. - pojawił się chwilę później, tak jak przypuszczałam. Ze skupieniem obserwował Antoinette przez dłuższą chwilę.
-Ładniutka i wygląda na porządną. Dobrze, że w końcu znalazłaś kogoś
przyzwoitego, a nie jakąś patologię. - spojrzał się na mnie.
-Daj spokój. To koleżanka i nie rób mi wstydu. Zajmij się wszystkim i już. - wzięłam plecak oraz kurtkę.
-Zmieńmy lokal, bo tutaj nie dam rady wypić ani jednego drinka. - powiedziałam, spławiając tym samym przyjaciela.
Antoinette?