- Nie jesteś jednak taka zła, jak myślałam. Umiesz się bawić, zawsze
stawiasz na swoim, jesteś pewna siebie i wyglądasz na taką, której w
życiu się powodzi. Szczerze zazdroszczę ci. - dotarły do mnie słowa
Jocelyn. Z trudem powstrzymałam się przed parsknięciem. Kobieta nie
miała pojęcia o czym mówi, byłam o wiele gorsza niż myślała. Potrafiłam
być potworem, zresztą będę musiała nim być na sali rozpraw, ale
dziewczyna nie musiała tego jednak jeszcze wiedzieć. Co do zazdrości...
tak, miałam przecież wszystko o czym można marzyć. Pieniądze, określoną
karierę i wszystko czego tylko zapragnę, może z małymi wyjątkami, jak na
przykład: nie samolubny, żyjący brat. Ale to w końcu tylko małe
niedogodności, które w ogólnym rozrachunku powinny zostać pominięte, a
jakoś nie chciały dać o sobie zapomnieć... jego blade ciało w czarnym
worku wciąż...
Czarnowłosa lekko przekrzywiła głowę i uniosła brwi, niby minimalny
ruch, ale uświadomił mi, że milczę już zbyt długo. Głupi błąd.
- Skończyłaś już wyliczać moje zalety? Zakładałam, że to dopiero
rozgrzewka była. - rzuciłam pierwsze co przyszło mi na myśl i
uśmiechnęłam się. Jej spojrzenie wciąż jednak utkwione było w moich
oczach, kryło się w nim co mnie drażniło. Miałam ogromną ochotę odwrócić
wzrok, ale widziałam że nie mogę, musiałam to trochę inaczej rozegrać
Panuj nad sytuacją. - skarciłam się w myślach.
- Tyle poznałam - na jej usta wkradł się uśmiech, który minimalnie mnie zrelaskował. Może to wcześniej tylko mi się wydawało.
- Mam jeszcze jedną zaletę, którą pozwolę ci teraz poznać - mrugnęłam do niej i wstałam otrzepując się z piasku.
- Jaką? - uniosła brwi.
- Zawsze. A to zawsze mam w samochodzie co najmniej jedną butelkę wina. Chętna?
- Nie prowadzisz przypadkiem?
- Pierdołami się przejmujesz - machnęłam ręką. - To jak?
Jocelyn?