Siadłem na stołku barowym tuż przed dziewczyną, po czym spróbowałem jej wynalazku. Pokiwałem z podziwem głową.
-Jeśli kiedykolwiek się zastanawiałem, czy na pewno nadajesz się do
tej roboty, to teraz jest już pewny. To jest naprawdę ekstra
-powiedziałem, co wywołało szeroki uśmiech ciemnookiej.
-No to teraz, w ramach podziękowania podziękowania możesz mi
powiedzieć o swoim koszmarze -odpowiedziała krzyżując ręce na piersi.
-Czyli nadszedł czas na zwierzenia przed barmanem -próbowałem
odwrócić to wszystko w żart, jednak zaprzestałem widząc srogie
spojrzenie dziewczyny. Westchnąłem przejeżdżając dłonią po twarzy. Nie
przepadałem za mówieniem o swoich problemach czy obawach. Zawsze
starałem się radzić sobie samemu z problemami. Nie lubiłem wciągać
innych w swoje życie i kłopoty. Jednak nadszedł czas, aby przyzwyczaić
się do tego, że kogoś to może obchodzić to do tego stopnia, że nie da mi
spokoju puki nie usłyszy zadowalającej odpowiedzi. Ale w końcu jesteśmy
razem, a skoro ja wymagam od niej szczerości, to i ona na to zasługuje.
Wyciągnąłem z szafki kieliszki i chwyciłem butelkę wódki, po czym
napełniłem szkło. Opróżniłem ją jednym haustem. -Od wielu lat ten
sam... To może bardziej wspomnienie. Jedno zmasakrowane ciało i ich
kretyńskie uśmieszki. Moment kiedy ją znalazłem... Chociaż ostatnimi
czasy coś się zmieniło...A dokładniej jeden szczegół -powiedziałem po
czym oderwałem wzrok z kieliszka i spojrzałem na Lashi. -To nie ciało
Sary tam leży...
Dziewczyna obeszła blat, po czym przytrzymała się za moje ramiona i
bezceremonialnie wpakowała mi się na kolana. Położyłem ręce na jej
lędźwiach, obejmując ją aby nie spadła. Uśmiechnąłem się patrząc prosto w
jej brązowe oczy. Przeniosła dłonie z moich barków na kark.
-Czy ty chociaż na chwilę przestajesz się bać o moje bezpieczeństwo?
-Zapytała, na co uśmiechnąłem się lekko, zaprzeczając ruchem głowy.
Westchnęła jedynie kręcąc głową. -Czasem się zastanawiam, czy nie było
by nam prościej osobno... I dlaczego nie odwróciłeś się ode mnie kiedy
poznałeś prawdę...
-Bo oboje jesteśmy równie zepsuci. Nie będzie nam łatwo, ale wiesz...
Przynajmniej będziemy mieli ciekawe życie i większe problemy niż kolor
zasłon, więc nie będzie to żaden powód do kłótni. W dodatku ktoś
ostatnio stwierdził, że razem damy sobie radę ze wszystkim... A miała to
być tylko zabawa na biurku co -mruknąłem całując ją w szyję co wywołało
jej uśmiech. -A teraz bardzo, ale to bardzo mocno cię kocham, moja
królowo. I niczego nie żałuję.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas w
ciszy. Lashi drażniła moją szyję opierając głowę o moje ramię. Głaskałem
ją po plecach całując po odsłoniętym ramieniu. Aż mi się wszystkiego
odechciewało myśląc o powrocie do Nowego Jorku. O powrocie w ten cały
bałagan. Moje spojrzenie padło na zegarek, który pokazywał, że jest już
mocno po dziewiętnastej. W pewnym momencie dziewczyna wyprostowała się i
spojrzała na mnie przerzucając włosy na jedną stronę. Po jej minie
widziałem, że coś już wymyśliła.
-To może mniej będziesz się bał o
moje życie, kiedy nauczysz mnie parę sposobów na pozbycie się natrętów
-powiedziała uśmiechając się cwaniacko. -A wątpię abym znalazła kogoś
odpowiedniejszego do tego, niż ty...
-Dobra dobra, nie musisz
słodzić. Jeśli tylko chcesz możemy poćwiczyć samoobronę czy to samymi
rękami czy z nożem... Jak chcesz to nawet poćwiczymy strzelanie
-odpowiedziałem patrząc jej w oczy. -Co tylko chcesz. Możemy nawet zaraz
teraz natychmiast. W szafkach na pewno znajdą się dla ciebie jakieś
ciuchy sportowe siostry...
Lashiti?