Pogładziłem ją po plecach, przyciągając ją jak najbliżej siebie. Ogarniająca mnie euforia objawiała się chęcią posiadania jej jak najbliżej siebie. Cały czas miałem wrażenie, że to jakiś sen, z którego wybudzę się i wciąż będę w tym jednym z najgorszych okresów w moim życiu. I mimo, że otaczała nas rzeczywistość pełna trudności, pozwalaliśmy pożyć sobie w tej bańce wolnej od zmartwień. Cmoknąłem ją krótko w czubek głowy.
-Moje biedactwo, tak na nic ochoty… Mam nadzieję, że chociaż na mnie masz ochotę – mruknąłem, całując ją w szyję.
Parsknęła śmiechem, uderzając mnie w pierś i kręcąc głową z politowaniem. Po chwili przejechała krytycznym wzrokiem po mojej twarzy zastanawiając się nad czymś. Zmarszczyłem brwi czekając na jej przemyślenia.
- Jak jesteś ogolony, to nawet możesz być – odpowiedziała po chwili z namysłem, na co zrobiłem oburzoną minę.
- No wiesz ty co, nie potrafisz po prostu docenić jak bosko wtedy wyglądam, ignorantko – powiedziałem siląc się na najbardziej urażony ton świata. Zbyt wiele razy był to temat poruszany, aby brać go na poważnie.
Parsknęła śmiechem, na moje sztuczne oburzenie, wtulając się jeszcze bardziej we mnie. Uśmiechnąłem się, patrząc na moją narzeczoną. Jak zajebiście to brzmiało. Hailey Jones, moja narzeczona. To dopiero wygrać życie.
- Jeśli chcesz, to mogę coś zaraz ogarnąć do jedzenia – przerwałem otaczającą nas ciszę, odsuwając się lekko od niej. – Skoro nic się nie rzuca, to coś ci zaraz wymyślę.
- A ty taki milutki się zrobiłeś po tych zaręczynach. Jak nigdy – rzuciła, zarzucając mi na kark ręce. I mrużąc podejrzliwie oczy.
- Tak sobie wymyśliłem, że jak będę cię traktował jak moją królową to nawet ci do głowy nie przyjdzie ucieczka sprzed ołtarza.
-Ooo… Cóż za przebiegły plan – odparła z prowokującym uśmieszkiem wpatrując się mi w oczy.
-Prawda, zawsze wiedziałem, że jestem geniuszem?
Jeszcze przez moment wpatrywała się mi w oczy, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem. Cmoknąłem ją krótko w usta, odsuwając się od niej.
Hai, słońce?